czwartek, 28 maja 2009

Zabezpieczać się, czy się nie zabezpieczać?

Oto jest pytanie.
Odpowiedź na pierwszy rzut nasuwa się sama. No jak to? Zabezpieczać się!
Każdy tak pewnie myśli za sprawą prostego schematu myślowego działającego na zasadzie, że jeśli pytanie o zabezpieczenia to musi być jakieś zagrożenie, albo niebezpieczeństwo, a przed czymś takim zabezpieczyć się trzeba, albo przynajmniej warto spróbować, chociażby po to, żeby nie paść ofiarą owego nieszczęśliwego przypadku, czy jak kto woli - zbiegu okoliczności. Tak to wygląda schematycznie.
W rzeczywistości ze zbiegiem okoliczności, albo przypadkiem w kwestii poruszanego przeze mnie tematu raczej mówić nie można.
Jeśli jakieś kosmate myśli zaczęły Ci krążyć po głowie i chciał/a byś dalej tym tropem podążać to niestety muszę Cię rozczarować. To nie ten blog.
Dlaczego? Bo mowa o zabezpieczaniu się przed kradzieżą zdjęć.
Wróćmy jednak do tematu.
Na zdrowy rozsądek dochodzimy do wniosku, że zabezpieczać się należy. O.K. Pytanie tylko jak?
Każdy, kto szanuje to co robi za pomocą aparatu fotograficznego i zmysłu wzroku, w połączeniu z wrażliwością, oraz nabytymi umiejętnościami i coraz to większym doświadczeniem zdobywanym z biegiem czasu, chciałby zapewne mieć spokój ducha w tej kwestii, że nikt sobie jego pracy nie przywłaszczy. Tym bardziej, że nierzadko oprócz samego identyfikowania się ze swoimi pracami, niektóre zdjęcia mają swoją unikalną wartość - są po prostu oryginalne i w ten sposób atrakcyjne, a jeśli nie to przynajmniej mają dla autora wartość emocjonalną, która jest motywatorem do zapewnienia sobie sytuacji w której nikt nie będzie próbował przywłaszczyć sobie praw autorskich.
Temat krąży również po mojej głowie, już od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem poruszenia go, ale i czas i motywację znalazłem dopiero teraz.
Aby odnieść się do kwestii zabezpieczania zdjęć i chronienia się przed wykradaniem autorstwa, rozważę ten temat według swojej wiedzy, w oparciu o swoje doświadczenia, które może nie są szaleńczo bogate, ale jednak jakieś są.
Swojego czasu dużo się mówiło, że zabezpieczeniem takim może być Exif (Exchangeable Image File Format).
Exif to fajny wynalazek. Przyciska się guzik (spust migawki) i w tym samym momencie robi się fota, a zarazem mamy zanotowane parametry ekspozycji.
W gruncie rzeczy jest to informacja dla samego fotografującego i tak też powinna być traktowana. Dlatego zdjęcia, które chce się wystawić na publiczne forum (opublikować) w internecie - bo o tym w tej chwili myślę - powinny mieć ów exif usunięty. Wtedy jest szansa wykorzystać go do udowodnienia przynajmniej w jakimś zakresie prawdopodobieństwa tego, że się jest autorem zdjęcia.
Dobra, ale ktoś może powiedzieć, że usunął i nie ma zdjęcia z exifem. Czasem może to być też wada programu. Kiedyś tak miałem, że mimo iż w programie zaznaczona była opcja zachowywania exifu to był on i tak kasowany. Nie będę się teraz rozwodził nad przyczynami takiego stanu rzeczy, ale fakt faktem tak było. I co w takim przypadku? <- Ten temat poruszę później.
Teraz przejdźmy do kolejnego zabezpieczenia. Oczywistym jest (dla osób obytych trochę w fotografii), że w fotografii cyfrowej za odpowiednik negatywu fotograficznego w rozumieniu filmu, kliszy, (nie mylić z negatywem jako przeciwnością pozytywu, z obrazem negatywowym) uważany jest format RAW, z którego dopiero "wywołuje się" pliki do formatu *.jpg, czy *.tif, czyli takiego w jakim będzie można dalej obrabiać zdjęcie i wykorzystać je zgodnie z zamiarem.
RAW jest znacznie lepszym zabezpieczeniem (chociaż to raczej dowód) autorstwa i jeśli jest taka możliwość to polecam i zachęcam do robienia właśnie w tym surowym - jak sama nazwa wskazuje - formacie.
Są jednak sytuacje, kiedy nawet mając możliwość wykonywania zdjęć w RAW-ie nie robi się tego np. ze względu oszczędności. RAW zajmuje dużo miejsca. Więcej niż stratny *.jpg. Mając już mało miejsca na karcie i chcąc oszczędzić je w okolicznościach, kiedy sytuacja wymaga wykonania jeszcze iluś tam zdjęć, które mogą być ważne, albo atrakcyjne ze względu na ich oryginalność spowodowaną owymi okolicznościami ustawia się aparat na format *.jpg. I co wtedy? Jak się zabezpieczyć w takiej sytuacji? To samo dotyczy autorów zdjęć, którzy mają aparaty nie zapisujące w formacie RAW. Wydawałoby się, że sytuacja jest patowa w przypadku kiedy ktoś buchnie fotę. Tak jednak nie jest, albo przynajmniej być tak nie musi, ale jak już wspomniałem ten temat poruszę później.
Znak wodny, podpis. Tę formę "zabezpieczenia" uznaję bardziej jako coś w rodzaju autopromocji, informacji o autorze dlatego też nie uważam tego jako właściwy sposób na zabezpieczenie prac. Powód? Dla kogoś kto ma przeciętne umiejętności w posługiwaniu się programami graficznymi usunięcie znaku wodnego czy podpisu to w większości przypadków żaden problem, a jeśli zdjęcie przedstawia samo w sobie jakieś wartości, które są dla potencjalnego złodzieja coś warte to on poświęci tyle czasu ile będzie na to potrzebował, aby ten znak usunąć. Oczywiście w niektórych przypadkach może to być trudniejsze niż w innych, czasem może sprawić problem i wiązać się ze zwłoką w czasie, z pewnym utrudnieniem, jednak dobry grafik, który zszedł na złą drogę w znacznej większości przypadków sobie z tym poradzi. Co najwyżej zajmie mu to mniej lub więcej czasu.
W ten oto sposób wyeliminowałem powszechnie uważane sposoby zabezpieczania zdjęć cyfrowych. Jesteśmy w sytuacji, kiedy znowu bezradnie pytamy się: - I co teraz?
Nie mamy RAW-u, *.jpg jest bez exifu, a znak wodny ktoś sobie usunął i podpisał po swojemu fotę, albo jakkolwiek chwali się, że jest autorem zdjęcia i zaciera ręce z radości.
W takiej sytuacji ja też się cieszę i zacieram ręce z radości. Jest szansa na to, że się wzbogacę.
Teraz ktoś se pomyśli: głupek, debil... Co on wypisuje?
Poniekąd te epitety są dobrze sformułowane, ale skierowane w niewłaściwą stronę.
Głupkiem i debilem okazuje się być może ten, kto porwał się na foty i przywłaszczenie praw autorskich. Pytanie dlaczego?
Otóż...
Metoda, którą proponuję jest prosta i patrząc z praktycznego punktu widzenia bardzo logiczna, co zapewnia jej bardzo znaczne prawdopodobieństwo dużej skuteczności.
Zabezpieczeniem zdjęcia przed kradzieżą może być inne zdjęcie (lub nawet kilka zdjęć). Bardzo często jest tak, że aby wykonać jakieś zdjęcie, które będzie tym właściwym, wybranym do opublikowania wykonuje się kilka zdjęć. Jedno z nich wybiera się i obrabia tak aby spełniało rolę tego reprezentatywnego, czy to poprzez wykadrowanie, czy inną obróbkę tworzy się wersję ostateczną zdjęcia. Generalnie pozostaje oryginał, który w formie nienaruszonej może też służyć za dowód autorstwa, ale nawet w przypadku, kiedy z jakichś względów oryginał by się nie zachował (najczęściej to może być roztargnienie, błąd człowieka) to pozostają inne zdjęcia, które w logiczny sposób są w stanie potwierdzić autorstwo tego jednego już obrobionego. Aby przybliżyć mój tok myślenia posłużę się przykładami.
Dajmy na to robię zdjęcia w jakimś miejscu. Najczęściej sytuacja przed obiektywem się zmienia. Wykonanie dwóch takich samych zdjęć jest niemożliwe. Decyduje o tym zbyt wiele czynników na które po prostu nie ma wpływu. Będąc jednak w tym miejscu w którym jestem robię zdjęcia bardzo podobne, które charakteryzują się spójnością tematyczną, układem, kierunkiem patrzenia, stylem fotografowania w danym dniu (chociaż to akurat niekoniecznie), bardzo często (chociaż też nie zawsze) charakterystycznym światłem. Tych czynników jest tak dużo, że analizując zdjęcia które wykonało się danego dnia z powodzeniem można stwierdzić, że to obrobione jest też tego samego autora. Dodać oczywiście należy, że osoba, która przywłaszcza sobie to jedno reprezentatywne zdjęcie powinna mieć i te inne. Oczywiście ich nie ma. Bo niby skąd? Przecież nie była w tym samym miejscu co autor owego zdjęcia (w wielu przypadkach określone zdjęcia można wykonać tylko z jednego miejsca, z innego miejsca będzie ono wyglądać inaczej) A w tych zdjęciach są oczywiście pełne dane bo są one nieruszone. Kwestia tylko taka, że trzeba przeznaczyć na nie dodatkowe miejsce w archiwum, co wiąże się z odpowiednio większą przestrzenią dyskową, czy większą ilością nośników przeznaczonych do archiwizacji. To się wiąże z jakimiś tam kosztami, które generalnie nie są jakoś przerażające. Muszą być po prostu uwzględnione i tyle. Trzeba sobie też oczywiście wyrobić zasadę, że zdjęć, których nie wykorzystuję w efekcie końcowym nie kasuję, albo przynajmniej nie wszystkie. Często się spotykam z tym, że ktoś kasuje foty jedną po drugiej bo są kiepskie. Sam też jak widzę, że nie wykonałem zdjęcia takiego jak powinienem to je kasuję (z tym, że nie wszystkie). Warto zostawić kilka (-naście, -dziesiąt) zdjęć, które nie podchodzą pod gust w danej chwili. Czasem jest też tak, że za rok czy dwa może się okazać, że z tych marnych fot "wydłubie" się coś, co po jakimś czasie przy innym nastawieniu emocjonalnym do zdjęć okaże się fajnym kadrem, albo wręcz perełką, która tylko czekała na swój czas.
Ktoś teraz powie, że O.K., a co ze zdjęciami studyjnymi? Kiedy warunki są stałe.
Proszę bardzo. Proponuję takie doświadczenie...
Niech jedna osoba wykona zdjęcie przedmiotu w ustawionym samodzielnie świetle, złoży sprzęt i potem niech druga osoba ustawi tak samo światło i wykona zdjęcie tego samego przedmiotu nie wiedząc jak ta pierwsza osoba miała ustawione parametry ekspozycji i światło. Życzę powodzenia.
Znając temat to nawet tej samej osobie mogło by to sprawić problem chyba, że ma jakiś standardowy zestawik do cykania fotek, że się tak wyrażę "pod jeden sztych". Dlatego właśnie ja preferuję do zdjęć produktowych niestandardowe rozwiązania, które zapewniają oryginalność do tego stopnia posuniętą, że nawet ta sama osoba nie jest w stanie ustawić dwa razy tak samo światła nie przygotowując się do tego odpowiednio wcześniej. Oczywiście w takim przypadku grają rolę szczegóły, czasem bardzo drobne, ale ostatecznie urastające do rangi oryginału. Nie muszę tu już dodawać, że sesje zdjęciowe w stylu glamour, czy jakiekolwiek z udziałem osób są praktycznie niepowtarzalne.
I znowu ten sam temat. Jeśli osoba ma jedno moje zdjęcie wykonane podczas sesji - powinna mieć i resztę zdjęć. A co jeśli nie ma?
Właśnie wtedy zacieram ręce na tą okazję i liczę na to, że osoba ta ma dużo pieniędzy, albo przynajmniej jakiś majątek, który można spieniężyć po to, żeby miała z czego naprawić szkodę, którą przecież zrobiła rozmyślnie, bo przywłaszczenie praw autorskich nie dzieje się przypadkowo.
Jest jeszcze tylko kwestia naszego chorego systemu prawnego, ale w takim przypadku zalecam cierpliwość. Na dochodzenie swoich praw w jest duuuużo czasu, który może wykorzystać nawet przyszłe pokolenie na wypadek jakiegoś nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, dlatego ktoś, kto się porywa na czyjeś prawa autorskie co najwyżej plecie sam sobie bat na d...
Trzeba mu to tylko udowodnić. Patrząc jednak z logicznego punktu widzenia i biorąc pod uwagę nieuczciwość, albo ewentualną wątpliwą uczciwość co niektórych przedstawicieli prawa i przedstawiając do bólu logiczne dowody kradzieży czy jakiegokolwiek nieuprawnionego użytku można dochodzić swoich praw i teraz, albo przynajmniej zdobyć wystarczający powód do tego, żeby w obliczu logicznego dowodu i nieuzasadnionej decyzji wydanej przez przedstawicieli prawa po prostu ośmieszać konkretne osoby reprezentujące wymiar sprawiedliwości dlatego, że nakład pracy jakiego trzeba dołożyć, aby otrzymać efekty w formie niematerialnej - a taką m.in. wartość właśnie mają prawa autorskie - jest na tyle duży, że nie można pozwalać na to, aby ktoś ot tak sobie szastał czyimś wysiłkiem i w dodatku za przyzwoleniem osób, które wykorzystują do tego mocno niedoskonałe regulacje prawne.

sobota, 7 lutego 2009

Czy fotografia kłamie?

Obiecywałem już dawno, że będą wątki o tematyce fotograficznej. Może niezbyt rychło, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale... Temat jaki chcę poruszyć jest co i rusz wałkowany, to tu, to tam i w zasadzie każdy może mieć na jego temat odmienne zdanie w zależności od sytuacji, wg powiedzenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Idąc dalej za tą myślą - i ja również ze swojego punktu widzenia chciałbym określić swoje zdanie w tej kwestii, tym bardziej, że już od jakiegoś czasu temat ten chodzi mi po głowie, a ostatnio wręcz nie daje mi spokoju.
Osobiście fotografię uważam m. in. jako sztukę iluzji. Iluzja nie jest kłamstwem. Podobnie jak iluzjonista, kiedy stoi naprzeciw publiczności nie jest kłamcą. Wszyscy wtedy wiedzą, że to co on wykonuje jest bardzo zręcznym, efektem jego pracy, wymagającym koncentracji, dokładności i znajomości sztuki jaką się zajmuje w jej bardzo szerokim rozumieniu.
Napisałem, że uważam fotografię między innymi jako sztukę iluzji. Tak, bo może spełniać ona również wiele innych funkcji. Może być sposobem tworzenia dokumentacji lub dokumentowania rzeczywistości, może służyć ona prawu oraz nauce w utrwaleniu tego czego zobaczenie czy to gołym okiem, czy osobiście po prostu jest niemożliwe z różnych przyczyn. Nie można oczywiście zapominać o jednej z najpopularniejszych roli fotografii jaką jest funkcja pamiątkowa, którą doskonale wykorzystuje wiele osób. Fotografia spełnia w końcu również rolę informacyjną, nierzadko wykorzystując przy tym którąś z funkcji, jakie wcześniej wymieniłem. Te wymienione przeze mnie funkcje jakie spełnia fotografia można by było jeszcze podzielić bardziej szczegółowo na dziedziny, ale nie będę się rozdrabniał bo nie o to mi tu chodzi.
Aby dalej temat pociągnąć i przedstawić swój punkt widzenia zadam dwa pytania.
1. Czym jest aparat fotograficzny? Generalnie, bardzo ogólnie i bez wdawania się w szczegóły natury sztuki fotograficznej.
2. Co to jest fotografia - zdjęcie? Również chodzi mi o bardzo ogólne określenie tego czegoś.

Wychodzę z założenia, że blogowy czytelnik zatrzymał się i zadał sobie choć odrobinę wysiłku by odpowiedzieć na proste skądinąd pytanie.
Odpowiedź na pytanie 1. Jest urządzeniem.
Odpowiedź na pytanie 2. Jest efektem pracy wykonanym za pomocą tego urządzenia.
Dalej idąc tym tropem trzeba zadać sobie pytanie następujące:
Czy urządzenie może kłamać?
To pytanie wydaje się być śmiesznym, ale w gruncie rzeczy takie nie jest. Jest ono jednym z kluczowych pytań jakie mogą nas doprowadzić do rozwiązania pytania tytułowego.
Drugiego pytania (Czy fotografia w rozumieniu zdjęcie może kłamać?) nie będzie z tego powodu, że należałoby udowodnić iż urządzenie kłamie. Ja nie potrafię tego zrobić, ale jeśli ktoś potrafi to proszę mi udowodnić że został okłamany przez odkurzacz, ekspres do kawy, imadło albo suszarkę do włosów.
Wydawałoby się, że problem w tym momencie jest rozwiązany, ale nie jest to prawdą. W tytule mamy do czynienia z kłamstwem. Gdzie ono w takim razie się podziało? Zniknęło? wyparowało?
Aby rozwiązać ten problem odejmijmy dwie ostatnie litery ze środkowego wyrazu.
Czy fotograf kłamie?
Teraz dopiero zaczynają się schody i pytań bez liku po głowie krąży...
Odpowiedź oczywiście jest bardzo prosta.
To zależy od tego jakim jest człowiekiem, jakie ma doświadczenie, umiejętności i jaką ma wiedzę.
Proszę nie mylić tego z wykształceniem bo w tym przypadku nie da się ściągnąć od kolegi z ławki, a przygotowana wcześniej chytrym sposobem ściąga może stać się przyczynkiem do tego aby się pogrążyć na całej linii i to właśnie dlatego, że czasem udaje się od kogoś ściągnąć... Paradoks taki.

czwartek, 29 stycznia 2009

Brzeg

Nie idzie mi jakoś ostatnio pisanie... Nie mam namiętności chyba do tej czynności, ale za to kolejną tapetę przygotowałem dla ewentualnych odwiedzających ;)



Biorąc pod uwagę fakt, że użytkowników monitorów o rozdzielczości 800x600 px jest znikoma ilość toteż i ja po raz ostatni dodaję w tym rozmiarze tapetę. Taki mam przynajmniej zamiar... Jednak jeśli zdarzyłoby się tak, że byłoby zapotrzebowanie, że się tak wyrażę na tego typu rozdzielczość - w co wątpię - to na życzenie zrobię coś takiego dla swoistego rodzaju "rodzynków".

Poniżej inne rozdzielczości tej tapety. Jeśli się podoba to proszę bardzo - do wykorzystania niekomercyjnego można sobie skopiować - i niech cieszy oczy :)

1024x768
1280x800
1280x1024

sobota, 17 stycznia 2009

Op is a new

Dawno nic tu nie zamieszczałem. Czas pewnie to nadrobić.
Zastanawiam się nad samym faktem tego stanu rzeczy...
Przyczyną było chyba to, że potrzebowałem dotrzeć do jakiegoś grona ludzi. Wynikało to z tego, że raczej nie pisze się dla siebie, bo korespondencja z samym sobą to raczej jakieś trochę dziwne by było zachowanie, które tłumaczone mogłoby być chyba tylko rozdwojeniem jaźni, albo jakąś inną przypadłością w której się nie ma świadomości tego co się robi... Jako, że nie zapadłem na nic takiego to musiałem poszukać rozwiązania w formie, która by mnie zadowalała - i znalazłem takie - nowy blog. Okazało się, że bardzo trafne to było posunięcie bo i znalazło się parę osób które do niego zaglądają i ślad po sobie pozostawiają jakiś. Ba... Żeby tego było mało to nawet z niektórymi osobami sympatycznie się od czasu do czasu pisze poza forum, a dzięki temu i cieniutka nić sympatii się utworzyła. Jedni z nich są nadal stałymi bywalcami moich wynurzeń, inni się gdzieś wykruszyli - życie... Pozostaje się mi cieszyć z tego, że jeszcze ktoś tam chce - że tak się wyrażę - zaglądać do mnie mimo, iż nie za często ostatnio się produkuję. Powiedziałbym (czytaj: napisałbym) raczej, że to taki jeden z kolejnych moich bezpłodnych okresów się objawił brakiem produktywności na forum, a mimo to są ludziska, co chcą popatrzeć na to jak to u mnie jest. Wielki ukłon w ich stronę za to, ograniczony tylko blatem biurka bo gdyby nie on to pewnie jeszcze niżej bym się im kłaniał.
Fakt, że tu się odezwałem też nie jest bez przyczyny... Anonim jakiś do mnie zajrzał i ślad swojej obecności pozostawił, co mnie skłoniło do przemyśleń, że może jednak niezupełnie jest to taka korespondencja z samym sobą.

Hmmm... Trzeba być niezłym egoistą, żeby tak o sobie myśleć, że zaraz wszyscy muszą walić drzwiami i oknami z powodu byle piardnięcia na blogu. Ponoć egoiści mają lepiej? Jeśli patrzeć na to z tej strony to daleko mi do egoisty.
Rozważając dalej symptomy notorycznego braku odzewu dochodzę do innych wniosków związanych z tym, że po prostu treść nie jest zadowalająca, tudzież łatwa, lekka i przyjemna, albo poziom zarozumiałości autora jest tak wysoki, że aż trudno go dosięgnąć nawet z drabiny - takiej z wysięgiem...
No cóż, jeśli jestem poza zasięgiem to nie mam się czemu dziwić, ale skoro jakiś anonim dosięgnął to może i innym się uda. Kończę tym akcentem z nutką nadziei między słowami i pozdrawiam wszystkich, którzy choćby przypadkiem tu zerknęli.

poniedziałek, 8 września 2008

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Fabryka Sztuki - Promotion

Miałem niedawno przyjemność być na otwarciu pewnej galerii... Jak się wkrótce potem dowiedziałem to okazało się, że jest to nowe lokum, w którym pewna grupa ludzi chce coś robić, żeby jednak coś zrobić muszą pokonać dużo przeszkód natury materialnej. Ludziska te nie chcą nic za darmo, toteż szukają sponsora, a jak wiadomo jest to obopulna korzyść... Trzeba tylko nawiązać kontakt i przeanalizować to, co można sobie nawzajem zaoferować. Dlatego też jeśli przypadkiem zabłąka się tu ktoś z jakiegoś działu promocji i reklamy to link dla tej osoby jest po prawo w menu (linkownia) - Fabryka sztuki. Poprzez tamtą stronę bezpośrednio można nawiązać sobie kontakt i rozpocząć negocjacje...
Życzę udanych biznesów !

A dla wszystkich już nie tylko tych co od promocji są to link do galerii zdjęć cykniętych w dniu otwarcia. Tak było...

sobota, 29 marca 2008

Nieładny motylek



Tytuł: Nieładny motylek

wykonane: 22.03.2008

Jeśli podoba Ci się to zdjęcie jako tapeta to możesz sobie ją skopiować i umieścić na pulpicie monitora. Tradycyjnie wersja w blogu jest w rozdzielczości 800 x 600 px.
Poniżej podaję linki do innych rozdzielczości:

1024 x 768 px
1280 x 800 px
1280 x 1024 px

Jeśli i tym razem nie trafiłem w Twój gust to za jakiś czas zapewne będzie jakaś inna tapetka.

czwartek, 7 lutego 2008

Świat owadów i pająków

Miałem ostatnio przyjemność być na otwarciu wystawy makrofotografii autorstwa Teresy Stolarczyk, zachęcam do obejrzenia tych zdjęć bo myślę, że warto zobaczyć te prace.
Wystawa jest czynna do końca lutego w Domu Kultury "Świt" przy ul. Wysockiego 11 w Warszawie. Tutaj podaję link do strony Domu Kultury. Dojazd tam nie jest aż taki straszny jak by się wydawało... Tym którzy słabo znają Warszawę dodam, że wystarczy wsiąść w tramwaj linii 25 i zawozi on niemal na miejsce. Trzeba wysiąść w miejscu, gdzie tramwaj skręca za Cmentarzem Brudnowskim przy ul. Budowlanej i dojść kawałek ul. Wysockiego. Naprawdę warto sobie zrobić taki przerywnik od wszystkiego i zatopić myśli w świecie, którego na co dzień nie oglądamy.

wtorek, 29 stycznia 2008

Drobna zmiana

No właśnie...
Chyba musiało to nastąpić, chodzi o drobną zmianę konwencji bloga i tak jak do tej pory był to "Fotograficzny blog prozaiczny", co niezupełnie pokrywało się z tym co faktycznie było tu zamieszczone, to teraz po zmianie tytułu, bo o tym mowa ;) będzie to "Fotograficzny blog (blok) satyryczno - prozaiczny". Zmiana musiała nastąpić ze względu na to co do niego trafiało, a co jest związane ściśle z moją naturą i w gruncie rzeczy chyba dzięki temu potrafię dalej jakoś funkcjonować i nie poddawać się przeciwnościom losu.
Chodzi o moje spojrzenie na świat - czasem śmiejąc się z rzeczy błahych, kiedy indziej z zupełnie poważnych. Czasem jest to angielskie poczucie humoru, kiedy indziej bliższe Polakowi ;)
Jeśli chodzi o zawartość to nadal będzie tu trafiać treść różnej maści i będzie ona w znacznej mierze obrazowana moimi zdjęciami, które będą służyły czasem jako pożywka dla wyobraźni (chociaż zdjęcie zawsze może służyć jako taka pożywka), kiedy indziej jako przedstawienie rzeczywistości.
W jakiej proporcji będzie ten podział to na obecną chwilę nie jestem w stanie określić. Myślę, że wyjdzie to naturalnie w tzw "praniu".
Zmiana ta musiała nastąpić też z tego powodu, że czułem potrzebę zrobienia swojej strony www w poważniejszej konwencji, a nie jestem w stanie na dłuższą metę dusić w sobie swojego prześmiewczego spojrzenia na to co mnie otacza, a co jest w granicach moich zainteresowań, dlatego jeśli ktoś myśli w tym momencie, że stanie się to blog polityczny w konwencji prześmiewczej to raczej się pomyli, bo akurat polityka mnie nie interesuje na tyle dogłębnie, żebym w tą stronę ukierunkował tego bloga, co nie znaczy, że może w którymś momencie nie pojawi się tu jakiś wątek tego typu. Generalnie rzecz ujmując nadal będzie to miejsce w którym będzie można przeczytać sobie tekst luźno związany ze zdjęciem (mniej lub bardziej luźno :-) ), co nie znaczy, że zawsze będzie to wyłącznie kpina. Jak to niektórzy mówią... Myślenie nie boli, inni lubią powiedzenie, że "myślenie ma przyszłość". Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego powiedzenia, bo jak się patrzy na scenę polityczną (od której jestem daleki, ale mimo wszystko...) to ma się wrażenie, że jednak niektórych boli ;-) dlatego czasem zachęcam również do myślenia po przeczytaniu, bo w znacznej większości przypadków pod uśmiechem można przekazać w zupełności poważne treści. O tym oczywiście mam nadzieję przekonywać już w naszym kraju nikogo nie trzeba, wszak dzięki prześmiewczej roli kabaretu lud otrzymywał przekaz określonej treści, a władza kabaret traktowała jako swoistego rodzaju wentyl bezpieczeństwa. Na tej bazie szła informacja w sposób łatwy lekki i przyjemny. Czasy poniekąd się zmieniły. Nie ma potrzeby na taką skalę ośmieszanie władzy, co nie znaczy, że nie ma takiej potrzeby w ogóle. Potrzeba taka jest.
Tak samo jak jest potrzeba rozerwania się i oderwania się od rzeczywistości dla zdrowia psychicznego, dla odreagowania, dla odstresowania się, śmiejąc się z czegokolwiek, co rozbudzi wyobraźnię i spowoduje poprawę nastroju. Ta forma śmiechu jest mi bliższa mimo, że co niektórzy "intelektualiści" mogliby określić jako mniej inteligentną ;) osobiście wychodzę z założenia, że poziom inteligencji w dowcipie nie zawsze jest najważniejszy, znacznie ważniejsze jest to żeby śmiech był szczery, a nie taki udawany, dla towarzystwa :)
Pytanie jeszcze może się nasunąć... Po co akurat mieszać poważny blog z formą dowcipną i pomieszane to wszystko tematycznie w dodatku? Odpowiedź jest krótka. Bo takie jest życie. Wymieszane.
Pytanie kolejne, które może się nasunąć... Po co się z tym upubliczniać? W tym przypadku też odpowiedź jest prosta, choć może nieco dłuższa... Po to, żeby pokazać prawdziwą swoją naturę, a nie żeby pierwsza lepsza osoba mogła puścić plotę i żeby fałszywe wyobrażenie o danej osobie (w tym przypadku o mnie) szło w świat robiąc krzywdę, albo przynajmniej fałszując prawdziwy obraz taki, jaki każdy sam sobie kreuje poprzez to co robi, mówi, o co dba, jaki ma stosunek do ludzi, do otaczającego świata, krótko to określając - poprzez siebie. No i oczywiście po to, żeby w dobie tak masowego środka przekazu jakim jest internet móc pokazać siebie samego w formie nieprzekłamanej, a jest to bardzo ważne biorąc chociażby pod uwagę masowość i popularność środka przekazu z jakiego akurat korzystasz, oraz łatwość w jego użyciu.
Zawiało nieco poważniejszym tematem, ale to jest wpisane w prozę życia, a ten blog jest również po części prozaiczny tak więc nie czuję się w obowiązku tego w jakiś gorliwy sposób tłumaczyć :)

niedziela, 20 stycznia 2008

Nadęty jak soczek

Tytuł: jeszcze bez tytułu
Wykonane: przed chwilą

_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_,.--.,_

Zastanawiałem się co dorzucić do bloga, kiedy temat sam mi wpadł w oczy :)
Gwoli wyjaśnienia, zakupiony i wyżej widoczny soczek, zarówno w sklepie jak i podczas konsumpcji wykazywał się jak najbardziej zadowalającymi wartościami wizualnymi, co potem miało odzwierciedlenie w zadowalających walorach smakowych. To co się z nim stało i co widać to jest efekt tego, że jest to produkt naturalny, a jak wiadomo - natura ma swoje prawa i nimi rządzi. Tak więc po tym krótkim wyjaśnieniu przejdę może szybko do rzeczy...
Zastanawiam się mianowicie co stanie się pierwsze, czy karton z soczkiem najpierw:
1) przewróci się?
2) pęknie?
3) rozszczelni się?
Może by zacząć zbierać zakłady na tą okazję? Chociaż chyba to nie jest najlepszy pomysł - dochodzi kwestia niekwestionowanego dowodu stanu faktycznego ;) a to na obecnym etapie mogło by być podważone, bo musiałaby się zebrać jakaś wiarygodna komisja, która by bezspornie stwierdziła co miało miejsce jako pierwsze. :) Pozostaje w takim razie cieszenie się obserwowaniem... Tak przecież niewiele potrzeba do poprawy humoru :)
Swoją drogą patrząc na powyższe zdjęcie można by ukuć nowe powiedzenie mające na celu określenie zachowania co niektórych buców - nadęty jak sfermentowany soczek ;) - bez wskazywania palcem ot po prostu tak ogólnie :)