wtorek, 8 stycznia 2008

Chrystusa upadłego spotkałem


Górnolotny tytuł można by sobie pomyśleć...
Może i tak. Pytanie tylko czy aby na pewno? Odpowiedź sama się nasuwa - zależy od indywidualnych przekonań określonego osobnika homo sapiens.
Nie mam zamiaru tu nikogo nawracać ani tym bardziej krzewić wiary, ot po prostu opisuję zdarzenie, kiedy to parę dni temu wyszedłem na pocztę.
Dzień był zimny - na termometrze - 7oC. Jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić do takich temperatur. Nie chciało mi się wychodzić, ale akurat musiałem się wybrać, żeby sprawdzić skrytkę. Idąc tak sobie w pewnym momencie miałem wrażenie, że coś tak jakby mignęło mi pod nogami. W pierwszym momencie to zignorowałem, ale po paru krokach pomyślałem, że jak to grosik, a przyniesie szczęście to dlaczego miałby przynosić je komu innemu ;) ... Wróciłem i okazało się, że nie jest to grosik na szczęście, a różaniec. Z zamarzniętej ziemi wystawał tylko medalik, krzyżyk i kilka koralików. Od razu chciałem go podnieść bo wychodzę z założenia, że nie godzi się, by symbole wiary poniewierały się po ziemi i były deptane. Stwardniała ziemia jednak mocno trzymała różaniec i jak go chciałem wziąć to łańcuszek rozerwał się. Jego większa część została w ziemi no, ale co tam... Koraliki to nie krzyżyk i medalik. Wstałem i dalej szedłem po to, po co zamierzałem iść, kiedy w pewnym momencie przyszły mi myśli do głowy - człowieku, co ty robisz? Podnosisz czyjś krzyż? Mało masz swoich zmartwień i problemów? Cudzych ci jeszcze potrzeba? Szedłem tak po drodze mijając kapliczkę i jakby olśniła mnie w tym momencie myśl kolejna... - Tu jest lepsze miejsce dla Niego. Tak też zrobiłem - położyłem krzyżyk z medalikiem i koralikami na murku kapliczki, po czym ze spokojnym sumieniem poszedłem dalej.

Brak komentarzy: